Traszi, pisz co masz, a ja Ci napiszę w jakiej kolejności masz słuchać : D
ZAPRASZAM WSZYSTKICH NA MOJEGO NOWEGO BLOGA
http://adresjesttymczasowy.blogspot.com/
Offline
ja Ci chcę napisać jakich ALBUMÓW miałbyś słuchać. napisałeś przecież, że masz w domu jakieś ich albumy. Pink Floyd nie można słuchać na wyrywki.
ZAPRASZAM WSZYSTKICH NA MOJEGO NOWEGO BLOGA
http://adresjesttymczasowy.blogspot.com/
Offline
eee, myślałem, że masz coś więcej ;p zatem jeśli nie zamierzasz nic ściągać to męcz The Final Cut, a tego debestofa to chyba możesz sobie podarować. Jeśli o mnie chodzi to mogę Ci polecić Wish You Were Here i Animals - moje ulubione PF na dzień dzisiejszy. The Wall czy Dark Side of the Moon to albumy wręcz kultowe, ale moim zdaniem są nieco przeceniane. Na pewno nie są wszystkim co zespół ma do zaoferowania.
ZAPRASZAM WSZYSTKICH NA MOJEGO NOWEGO BLOGA
http://adresjesttymczasowy.blogspot.com/
Offline
User
Mi o ile DSOTM baardzo się podoba (w zasadzie tylko On The Run jest zbędne) ale reszta.. arcydzieło. The Wall przegadane.
Bardzo lubię też psychodeliczną działalność przed Meddle.
Offline
Gość
Kiedyś był to mój ulubiony zespół. Teraz w ogóle ich nie słucham, bo ileż można słuchać tych samych płyt.
Najwyżej cenię nagrania z lat 60ych. W latach 70ych im później tym gorzej. Chociaż z drugiej strony to ciężko cokolwiek zarzucić Floydom przed Final Cutem. To raczej jest tak, że denerwują mnie ci wszyscy ludzie, którzy pieją z zachwytu nad Wish You Were Here i Wallem, a najstarszych płyt albo nie znają, albo nie cenią bo są dla nich za trudne. Punkowcy grubo przesadzają mówiąc, że Pink Floyd skończyli się wraz z odejściem Barretta, ale też jest tak, że zespół który w latach 60ych był jednym z koryfeuszy rockowej awangardy w kolejnej dekadzie poszedł w kompletnie inną stronę. I nie ukrywam, że mam im to za złe.
Gość
Ja też najbardziej lubie te płyty z lat 60
Hawkguy
Mysterium Tremendum napisał:
Najwyżej cenię nagrania z lat 60ych. W latach 70ych im później tym gorzej. Chociaż z drugiej strony to ciężko cokolwiek zarzucić Floydom przed Final Cutem. To raczej jest tak, że denerwują mnie ci wszyscy ludzie, którzy pieją z zachwytu nad Wish You Were Here i Wallem, a najstarszych płyt albo nie znają, albo nie cenią bo są dla nich za trudne. .
Jeśli mówisz o studyjnej Ummagummie to chyba oszalałeś. Największy fail w histori zespołu. Album nic by nie stracił jakby wyszedł tylko jak koncertówka (bo ta jest świetna). Po za tym co jest takiego trudnego w utworach typu Bike czy The Gnome, toż to jedne z najbardziej infantylnych pioseneczek jakie nagrali. Lubię pierwsze albumy PF, ale bez przesady nie trzeba jakoś się wysilać, aby ich słuchać. Poza tym są to strasznie nierówne płyty.
Cholera ale to denerwujące ludziom bardziej podobają się te albumy Pink Floyd które są ogólnie uznawane w ich karierze za najlepsze. Niebywałe. Ale to dlatego, że to wszystko laicy i pozerzy, którzy płyną z prądem.
Ostatnio edytowany przez SarmatAE (2010-10-26 16:06:16)
Offline
Gość
SarmatAE napisał:
Jeśli mówisz o studyjnej Ummagummie to chyba oszalałeś.
Koncertowa Ummagumma jest nieporównywalnie lepsza, ale też studyjnej należy oddać sprawiedliwość. To nierówna płyta, sporo jest tam niewypałów, ale nie brak też naprawdę wspaniałych rzeczy. The Narrow Way czy Sysyphus bardzo lubię.
SarmatAE napisał:
Po za tym co jest takiego trudnego w utworach typu Bike czy The Gnome, toż to jedne z najbardziej infantylnych pioseneczek jakie nagrali.
A co trudnego jest u Dylana? Banalne piosenki, czasem wręcz na jedną gitarę, chłop śpiewa a nie umie, wszystko jest prościuteńkie jak stół. Sądzę, że zarówno w wypadku Dylana jak i Barretta wielu słuchaczy może zirytować czy znudzić "inność" tej muzyki. Debiut PF jest naiwny i infantylny, czasami wręcz głupkowaty. Tylko że o to właśnie w tym chodzi. Naprawdę czasem znacznie łatwiej jest zachwycić się Shne on You Crazy Diamond, które jest w prawdzie długie i sprawia wrażenie bardzo skomplikowanego, ale w gruncie rzeczy jest zbiorem chwytliwych melodii i przeróżnych tematów, w które dość szybko można się wkręcić. Natomiast Debiut zawiera muzykę, do której trzeba się przyzwyczajać znacznie dłużej.
SarmatAE napisał:
Lubię pierwsze albumy PF, ale bez przesady nie trzeba jakoś się wysilać, aby ich słuchać. Poza tym są to strasznie nierówne płyty.
Moim zdaniem są (poza Ummagummą) całkiem równe. Są różnorodne, fakt, ale mnie się prawie wszystkie z nich utwory podobają.
SarmatAE napisał:
Cholera ale to denerwujące ludziom bardziej podobają się te albumy Pink Floyd które są ogólnie uznawane w ich karierze za najlepsze.
To, które albumy Floydów są uznawane za najlepsze zależy od uznającego. Dla fana progresu będzie to Ciemna Strona, Wish You Ware Here, albo Zwierzaki, fan pop rocka wskazałby pewnie na A Momentary Lapse of Reason, zwolennicy zwykłego rocka często wskazują na Wall etc. Natomiast fanom awangardy najbardziej odpowiadają Floydzi z lat 60. Dla mnie nieco denerwującym jest fakt, że wiele osób kompletnie lekceważy najstarsze dokonania PF. Można ich nie słuchać, nie lubić, mieć je gdzieś, ale traktowanie ich jak jakichś słabych początków wielkiej kapeli uważam za nonsens.
Hawkguy
Mysterium Tremendum napisał:
A co trudnego jest u Dylana? Banalne piosenki, czasem wręcz na jedną gitarę, chłop śpiewa a nie umie, wszystko jest prościuteńkie jak stół. Sądzę, że zarówno w wypadku Dylana jak i Barretta wielu słuchaczy może zirytować czy znudzić "inność" tej muzyki. Debiut PF jest naiwny i infantylny, czasami wręcz głupkowaty. Tylko że o to właśnie w tym chodzi. Naprawdę czasem znacznie łatwiej jest zachwycić się Shne on You Crazy Diamond, które jest w prawdzie długie i sprawia wrażenie bardzo skomplikowanego, ale w gruncie rzeczy jest zbiorem chwytliwych melodii i przeróżnych tematów, w które dość szybko można się wkręcić. Natomiast Debiut zawiera muzykę, do której trzeba się przyzwyczajać znacznie dłużej.
Dylanem jest mi np. łatwiej się zachwycać niż połową piosenek z TPATGOD. No i nie zawsze trzeba się na siłę doszukiwać zachwytu. Oczywiście nie mam zamiaru wpieprzać się z buciorami w to co lubisz i wmawiać Ci, że mi się to nie podoba zatem nie masz prawa tego lubić.
Mysterium Tremendum napisał:
Moim zdaniem są (poza Ummagummą) całkiem równe. Są różnorodne, fakt, ale mnie się prawie wszystkie z nich utwory podobają.
Moim zdaniem taką naprawdę porządna płytą (pomijając koncertową Ummagumme) jest jedynie A Saucerful Of Secrets. Jak pisałem na debiucie nie wszystko mi się podoba (aczkolwiek lubię), Ummagummy nie znoszę, a na More bardzo podoba mi się brzmienie gitar i jest tam parę utworów które bardzo do mnie trafiają, jednak ogólnie nuży mnie ten album jest dość monotonny i nudny.
Mysterium Tremendum napisał:
To, które albumy Floydów są uznawane za najlepsze zależy od uznającego. Dla fana progresu będzie to Ciemna Strona, Wish You Ware Here, albo Zwierzaki, fan pop rocka wskazałby pewnie na A Momentary Lapse of Reason, zwolennicy zwykłego rocka często wskazują na Wall etc. Natomiast fanom awangardy najbardziej odpowiadają Floydzi z lat 60. Dla mnie nieco denerwującym jest fakt, że wiele osób kompletnie lekceważy najstarsze dokonania PF. Można ich nie słuchać, nie lubić, mieć je gdzieś, ale traktowanie ich jak jakichś słabych początków wielkiej kapeli uważam za nonsens.
Tu jak dla mnie sprawa wyjaśniona. Zgadzam się.
Offline
Przecież pierwsza płyta Pink Floyd jest jedną z lepszych. Powiedzmy... w pierwszej dziesiątce:D
Ale nie, od kiedy ją poznałem, a było to trochę za późno , bardzo ją polubiłem, jest świetna.
Offline
Hawkguy
A Saucerful of Secrets; The Wall; Animals; Wish You Were Here; The Dark Side of the Moon; A Momentary Lapse of Reason; The Division Bell; Atom Heart Mother; Meddle > The Piper at the Gates of Dawn
Offline
Gość
Nie lubię zbytnio dwóch ostatnich albumów. Meddle i Atomowe Serce (zwłaszcza ono) to doskonała suita + jeden świetny kawałek (albo i to nie - AHM) + zapychacze. Resztę mogę uznać za równie dobrą. Chociaż to, że ze wszystkich płyt Floydów które lubiłem dzisiaj najprędzej byłbym w stanie posłuchać debiutu prowadzi mnie do wniosku, że faktycznie może to być najlepsza ich płyta...