Ogłoszenie


KONTAKT:
rockmetalforum.pun.pl@gmail.com
GG: 6338022

#1 2011-12-16 19:53:32

 Ghost of War

User

32657584
Skąd: Slayerland
Zarejestrowany: 2011-11-25
Posty: 200
Preferowany styl: Thrash Metal/Hard Rock
Ulubione zespoły : Slayer, Black Sabbath, KAT
Ulubione zespoły pt. 2: Megadeth, Led Zeppelin
LastFM: lastfm.pl/user/TommygunPL94

Slayer: South Of Heaven (1988)

http://cdn.mos.musicradar.com/images/features/metal-week/50-greatest-metal-albums/south-of-heaven-530-85.jpg

SLAYER- zespół który wielbię nade wszystko (no prawie, są za żelkami). Mogą być zespoły grające szybciej, ostrzej, powodujące eksplozję czaszki, ale Slayer wśród nich króluje i tyle.  Praktycznie całą ich dyskografię uważam za sukces. Wbrew pozorom to nie jest zespół który stoi w miejscu i ich albumy niczym się nie różnią. Mamy więc takie dynamity jak kultowy Reign in Blood, który wbija na w  fotel/ na koncercie/ chodniku/ścianie.
Po tym albumie Slayer, który stał w momencie wydania tego albumu legendą gatunku, rozpoczął swój drugi okres twórczości. Pomyśleli sobie: czemu czasem by nie zwolnić(parę killerów i parę "spokojniejszych" utworów[ choć w wypadku Slayera ten spokój to trudno nazwać] , wsadzić do każdego utworu jakiś powalający riff,wojnę solówek, perkusję a do jednego utworu wszystko na raz i  miazgę jak na Reign in Blood. 
Tak powstał album South Of Heaven.

Cała LP-ka składa się z 10 utworów.  Człowiek który się spodziewałby albumu w stylu "MofP" lub "...A. J. for. A" dostanie opadu szczęki. Słuchacze szatan blastów również.

Na dzień dobry wpadamy na Sąd ostateczny, a w zasadzie sąd potępienia. Wszystko zaczyna się od legendarnego riffu. Rozpoczyna  się South Of Heaven. Tekst mistrzostwo świata ( warto dodać że Araya dołączył do procesu tworzenia tekstów z, rewelacyjnym rezultatem) a zwłaszcza fraza:
"Judgement Day. The second coming arrives. Before you see the light you must die." przy której Araya rewelacyjnie wydziera ryja. Potem znów cudowny  riff wysuwa się na pierwszy plan,  marszowe walnięcia w bębny dają znać szarpidrutom do przyspieszenia, choć cały utwór jak na Slayer opiera się na średnich tempach. Słuchając rewelacyjnego tekstu docieramy do kolejnego uspokojenia po którym znowu zespół przyspiesza. Potem kapitalne dwie solówki między którymi Araya pokazał swój kunszt "drzyj mordy".

Potem dziwne zakończenie utworu, bowiem gitara nie milknie. Chwile potem okazuje się dlaczego.

Nagle spada kanonada perkusyjna i gitary. Potem kolejny legendarny riff (riffy na tym albumie to majstersztyk). Zaczynamy jazdę z Silent Scream. Tekst majstersztyk ( przeciw aborcji, Araya miał swoje 3 minuty). Tempo bardzo szybkie a potem przecudowna wojna solówek, której asystuje kapitalnie za garami Lombardo. Potem kotłujący, perkusyjny galop i utwór wraca do motywu głównego utworu (znów ten riff).

Następnie mamy Live Undead. Rewelacyjna perkusja. A pod koniec rewelacyjne przyspieszenia i wojny solówek.

Później dostajemy prze-zarąbisty Behind The Crooked Cross. Rewelacyjne wejście i te kotłujące riffy. Co chwila  blast Lombardo. Tempo marszowe (ale w polu bitwy). Tekst I klasa (znowu). Riff rozwala i rozwala i w końcu, w środku utworu... miazga. Lombardo nawala w talerze. Wojna solówek, przerwa między nimi w postaci blastów Lombardo a potem utwór wraca do głównego motywu. Proste i genialne.

Jakby spytać się "dzieci Mety"  jaki  jest ich ulubiony kawałek Mety opowiadający o wojnie i/lub  jakimś pechowym żołnierzu który na nią trafił to najczęściej odpowiedzieliby One lub Disposable Heroes . I tak gdzieś miedzy tymi utworami, w tej samej tematyce ulokował się z utworem Mandatory Suicide Slayer. Nie dość  że Slayer nie sklonował utworów Mety to jeszcze daje nam genialny klimat. Na wejściu dostajemy jeden z najlepszych riffów albumu i całej twórczośći Slayera ever. Potem dostajemy walec riffowo-perkusyjny  i wchodzi z wokalem Araya. Araya śpiewa kapitalnie. A fraza "Mandatory Suicide" zapada w pamięć. Potem kapitalna solówka  na tremolo . Klimat utworu można uznać za balladę, ale balladę Slayerową ( Nothing Else Matters niech się kryje). Mocne riffy dodały zarąbistości   tekstow. Pod koniec kapitalna recytacja Aray'i  który wciela się w żołnierza i wyjaśnia się czym jest to  "obowiązkowe samobójstwo". Mistrzostwo świata...

Ale człowiek nie ma czasu by to stwierdzić rozpoczyna się najszybszy obok Silent Scream kawałek albumu. To Ghost of War. Na początku zaskakuja nas jakość nagrania, jakby zespół grał w garażu. Potem jednak wszystko się zmienia. Rozpoczyna się miazga. Riffy, perka i drzyj morda Araya. Tekst wprost stworzony do tego. I jeszcze do tego w środku kapitalna wojna solówek po której nadchodzi uspokojenie , kapitalny riff, a po nim krótka melodyczna (!!) solówka. Na koniec kotłujący riff i mocna perkusja. Tu szkoda, bo chciałem jeszcze dostać pół minuty dodatkowej miazgi, a jej nie dostałem. Trudno, ale wciąż należy on do najlepszej 6 utworów albumu i ma prawo być Slayerowym klasykiem.

Następnie mamy mało znaną drugą część albumu, o której mało kto wspomina. Zaczyna się od Read Between The Lies. Dobry riff. Araya śpiewa podejrzanie(zbliżył się do Jamesa Hetfielda) , ale tekst bardzo dobry(choć też zapachniało Metą). W środku zabawy na efektach Hannemana (ciężko to nazwać solówką.) Bardzo dobry utwór, choć już nie wybitny (ale przy tej ilości hiciorów  blado nie wypada).

Następnie Cleanse The Soul. świetne wejście. Utwór całkiem szybki. Tekst bardzo dobry (w zasadzie na całym albumie z tym aspektem jest rewelacyjnie). Solówka Kinga. Potem znów Araya śpiewa, potem Hanneman, znów Araya wchodzi i na koniec znowu King. Znowu nie ma się do czego czepiać

Pora na cover. "Ofiarą"  padł Dissident Aggressor Judas Priest . Wejście bardzo dobre (mocniejsze niż w oryginalnie), Araya śpiewa bardzo dobrze (ale zabrakło tego legendarnego wrzasku na wejściu, które Araya zrobiłby by bardziej po męsku). Solówa na efektach w środku była lepsza w oryginalnej wersji. Cover nie jest lepszy niż oryginał, ale i tak jest całkiem nieźle wyszedł.

Pora na kolejną Slayer balladę( taka nazwa spokoju  w w części utworów Slayera ), czyli Spill The Blood. balladowe wejście, a potem kolejny rewelacyjny riff. Tekst majstersztyk (nieśmiertelność za oddanie duszy ZŁU).  Solówka i znów balladowa wstawka ( idealnie nadałaby się do jakiegoś horroru). Mimo wszystko przeciągi Aray'i się nie podobają (jakby coś brał). Bardzo dobra końcówka .  Bardzo dobry utwór i świetne zakończenie albumu.

Podsumowując, rewelacyjny album.Do tego może się cały krążek podobać nie tylko fanom ostrzejszych form meatlu , ale także słuchających jego lżejszych form (Mandatory Suicide i Live Undead w sam raz się do tego nadają). Nie ma na tym albumie słabego utworu. Są tylko dobre, bardzo dobre i  k****  orgazm!   Dla mnie jeden z najlepszych (i niedocenianych obok ...And Justice For All) albumów metalowych lat 80.

Zasłużone 95/100 (gdyby lepiej zrobiliby cover to 100 by była)

Ostatnio edytowany przez Ghost of War (2011-12-16 20:11:31)


______
SLAYER!!!

"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
berlin-hotel.pl