King Diamond - właściwie Kim Benedix Petersen, (ur. 14 czerwca 1956 w Kopenhadze) - muzyk duński.
W roku 1976 zaczął grać w zespole Brainstorm - był tam gitarzystą. W 1978 King znalazł ogłoszenie zespołu Black Rose, który poszukiwał wokalisty. Wygrał przesłuchanie. W roku 1980 King Diamond trafił do zespołu Brats, który wkrótce się rozpadł. Razem z jednym z jego członków założył zespół Mercyful Fate.
We wrześniu 1982 roku w Holandii nagrali swój pierwszy album Nuns Have No Fun (pierwszy album w karierze Kinga Diamonda). 19 marca 1983 wystąpili w programie radiowym BBC - Friday Rock Show, co miało świetny wpływ na ich dalszą karierę. Jesienią 1983 roku wydali płytę Melissa, która okazała się wielkim sukcesem. W grudniu tego samego roku wydali singel Black Funeral. W maju 1984 pojawił się album Don’t Break The Oath, po czym zespół pierwszy raz występował w Ameryce (razem z Motörhead).
Offline
Gość
W rmw 2 dałem jego kawałek :P Ciekawy ma wokal, lecz jego piski czasami wnerwiają.
Gość
podobno członkowie Metalliki mówią o nim "człowiek, bez którego nie byłoby dziś Metalliki"
King Diamond to mój ulubiony wokalista, łykam właściwie wszystko co wydane jest pod szyldem Mercyful Fate lub King Diamond
Ciekawostka:
W 2006 roku piosenkarz został sklasyfikowany na 85 miejscu listy 100 najlepszych wokalistów wszech czasów wg Hit Parader.
To kurwa jakieś jaja są ;/ Jak dla mnie spokojnie pierwsza dycha.
Offline
Gość
Lipa napisał:
Ciekawostka:
W 2006 roku piosenkarz został sklasyfikowany na 85 miejscu listy 100 najlepszych wokalistów wszech czasów wg Hit Parader.
To kurwa jakieś jaja są ;/ Jak dla mnie spokojnie pierwsza dycha.
Z reguły w dupie mam takie listy. Kiedyś w 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów na jednej z takich list umieszczono Euronymousa z Mayhem na 60 miejescu co wogóle jest dla mnie dziwne że zakwalifikowali go w tej setce.
Albo uznanie Ulricha za najlepszego perkusistę metalowego (nie to nie jest atak Mal ale uważam że jest wieeeelu lepszych ;p).
W każdym bądź razie w domu mam "Conspiracy" i "The Eye" Króla <3
Offline
Gość
Z reguły te listy sa z dupy wzięte. a Hit prader to z nie wiadomo jakimi kitami w listach juz przesadza.
Może do pierwszej dzisiątki bym go nie wpychał, ale napewno przed 50 miejscem.
User
Kocham te jego piski! Szczególnie w "Omens" z "Abigail". Jest świetny. W sumie zaraz po Kasparku, mój ulubiony (jeśli chodzi o cięższy metal) wokalista.
Offline
Hiss
Bardzo lubię Kinga. Bardzo dobry wokalista (samouk, jego inspiracja i idol to David Byron) jak i kompozytor. Pominę tutaj Mercyful Fate bo chyba jest osobny temat o tym zespole. Mam sporo jego płyt, wszystkie bardzo lubię, ale są takie, których słucham częściej:
House of God - moim zdaniem najlepsza historia jaką King wymyślił, do tego dochodzi fenomenalna muzyka (gitary!!!) i najlepszy finał jaki jest (przedostatnie nagranie)
Graveyard - najbardziej chora historia, dużo mroku, ale intrygującego. Wspaniałe melodie (heads on the wall...).
Puppet Master - moja pierwsza płyta Kinga, od razu mi się spodobała, ale pokochałem ją bardziej po tym jak kiedyś wracając w zimie ze szkoły, gdy było już ciemno i padał śniego moja stara emetrójka zagrała intro - Midnight... I see the snow that falling - poczułem się jak w bajce!
The Spider's Lullabye - przebojowe kawałki na początku płyty i bardzo ciekawa i klimatyczna historia na ostatnich 4 nagraniach.
Poza tym mam wielki sentyment do Voodoo bo to pierwszy album jaki usłyszałem. Swoją drogą już kilka razy przestraszyła mnie niespodzianka na końcu płyty...
Lubię też Abigail II, a zwłaszcza ostatnie nagrania. Them i Conspirancy są bardzo fajne (pierwsze nagrania obu rozwalają).
Wstyd się przyznać, ale Abigail mnie nie powala. Lubię, ale uważam, że są lepsze płyty. Ostatni album jest spoko, ale chyba bez polotu.
Offline
User
Mnie podobnie jako pierwsza urzekła płyta "Puppet Master", chętnie do niej wracam, ale z biegiem czasu odkryłem magie innych płyt solowych Króla.
Aktualnie do ulubionych albumów zaliczam:
"Abigail", "The Eye" ( z najpiękniejszymi partiami klawiszy), "The Graveyard" (z najbardziej niepokojąca, a zarazem najciekawsza historyjką) oraz "Them".
Na początku miałem problem z przekonaniem się do wysokich, śpiewanych falsetem partii Pettersena, ale gdy przywykłem zrozumiałem, ze bez kontrastu między "zwykłymi" a nietypowymi dla heavy metalu wokalami, muzyki tej nie charakteryzowałoby takie piękno. Nie sposób pominąć warstwy gitarowej wydawnictw KD. Andy LaRoque jest wyjątkowym wioślarzem łączącym w swojej grze masę stylistyk - od hard rocka i heavy po thrash i specyficzny własny styl dla którego określenia nie potrafię znaleźć. Po prostu jest jedyny w swoim rodzaju.
Trudno nazwać tez stan w którym znajduje się ludzki umysł podczas zgłębiania twórczości tego zespołu.
Ostatni album odrobinę mnie rozczarował. Bardziej rockowy, całkiem przyzwoity, z dobrymi solówkami, ale pozbawiony ważnego pierwiastka - dusznego, wyciągniętego rodem z horrorów klimatu. Na szczęście King Diamond powrócił na scenę, zapowiedział nagranie kolejnego albumu i zobaczymy co z tego wyniknie. Oby przynajmniej coś na miarę Puppet Mastera.
Offline
Hiss
Kiedyś czytałem, że grę Andiego nazywa się neoklasyczną, niestety nie mogę się do tego ustosunkować... ; )
Jak już temat został odświeżony to warto zaznaczyć, że po licznych problemach zdrowotnych King nie tylko stanął na nogi, ale i zaczął działać na polu artystycznym. Pierwsze koncerty ma już za sobą (urodziny Metalliki i Hellfest), mam nadzieję, że oznacza to, iż następny album pojawi się w przyszłym roku.
Offline
User
XerX napisał:
Kiedyś czytałem, że grę Andiego nazywa się neoklasyczną, niestety nie mogę się do tego ustosunkować... ; )
Coś jest na rzeczy. Niektóre jego zagrywki są podobne do tych, którymi na co dzień posługują się Yngwie Malmsteen i Jason Becker, a ich grę określa się jako neoklasycystyczny rock. Posłuchaj, a podobieństwa nietrudno będzie ci odnaleźć.
co do kondycji Diamonda na scenie po długiej rekonwalescencji:
http://www.youtube.com/watch?feature=pl … 5Z_KnnS2-U
z trzeciego koncertu, który zagrał w zeszłym roku na festiwalu Sweden Rock. Potwierdzony jest tez jego występ na festiwalu Tuska Open Air (Finlandia). Zobaczymy co będzie dalej.
Offline
Kierownik działu Metal
DonMielone napisał:
Ostatni album odrobinę mnie rozczarował. Bardziej rockowy, całkiem przyzwoity, z dobrymi solówkami, ale pozbawiony ważnego pierwiastka - dusznego, wyciągniętego rodem z horrorów klimatu. Na szczęście King Diamond powrócił na scenę, zapowiedział nagranie kolejnego albumu i zobaczymy co z tego wyniknie. Oby przynajmniej coś na miarę Puppet Mastera.
A mnie ani trochę, GMYS..P jest jednym z moich ulubionych albumów Kinga, z biegiem czasu wyprzedził w mojej hierarchii nawet Voodoo
Offline
Hiss
Coś w tym jest bo notowanie Give Me... wzrosły u mnie po kilku latach od premiery. Ale w moim top nie ustawiłbym go.
Offline