Ghost of War - 2012-01-13 20:11:41

http://www.nuclearblast.de/shop/artikel/bilder/bullet-for-my-valentine-scream-aim-fire-ltd./148227.jpg?x=1000&y=1000

Powiem szczerze nie jestem jakimś wielkim znawcą muzyki rockowej i metalowej, ale gdy zacząłem  słuchać dość szybko stwierdziłem że uwielbiam zespoły, które miażdżą niczym Slayer i Cannibal Corpse , emanują męskością i rock 'n' rollem jak Motörhead , tworzą coś wielkiego jak Cacophony, Pink Floyd lub szerzą chwałę metalu jak Manowar.

Czym jest w porównaniu z tymi zespołami  Bullet For My Valentine? W mojej klasie dużo osób słucha tego zespołu, i powiem  szczerze to nie jest dobra wiadomość dla zespołu, bo kompania klasowa  zachowuje  się zniewieściale, są rozwydrzeni niczym banda 6-latków. Podejrzewałem że wynika to z tego, że  coś  biorą, albo słuchają...

Emo- właśnie to słyszałem na temat tego zespołu  przez to nigdy nie słuchałem na poważnie  zespołu, choć parę teledysków widziałem.Potwierdzało niestety tą opinię

Postanowiłem wejść w tenże klimaty. Mimo wszystko zespołu przecież nie znam  więc opinię wyrabiam właśnie teraz i wybrałem do tego drugi album BFMV.

Album składa się z 11 utworów.

Na początek utwór tytułowy. Dobre wejście perkusji, całkiem skoczny riff i wkurzająca gitara prowadząca. Barwa głosu wokalisty(pochodzącego tak jak zespół z Walii) idealnie nadałaby się do typowych amerykańskich zespołów  pop rockowych, ale nie jest jeszcze źle, bo i tak śpiewa lepiej niż połowa wokalistów w tym fachu( a na pewno lepiej niż Hetfield). Co nie oznacza że jest dobrze. Po prostu jeszcze mi tu nie przeszkadza...
Utwór całkiem skocznie zasuwa, o dziwo do połowy nie nudzi. W drugiej połowie bardzo dobry kotłujący riff i odrobinę "za słodka" solówka. Końcówka zchrzaniona bo choć powtarza się znów ten riff to teraz denerwuje skandujący wrzask  drzyj mordy Tucka  .

Mimo to nie wkurza jak Nothing Else Matters Mety więc da się słuchać, a nawet powiedzieć że jest to całkiem strawne, więc przechodzimy do następnego etapu utworu.

Kolejnym utworem jest  Eye Of The  Storm. Ujawnia się teraz to co spowodowało popularność BFMV: łatwy w odbiorze tekst i śpiew. Wejście mnie nie powaliło, ale perkusja i riff bardzo dobrze się uzupełniają. I teraz dochodzi wkurzający refren. Litości, brzmi to tak jakby chłop testosteronu nie miał. Słabe to, ale wciąż można mieć nadzieje że znajdzie się jakiś dobry utwór.

Pora na utwór, zaczynający się jak  ballada (w duchu liczę że to nie Nothing Else Matters XXI wieku). To Hearts Burst Into Fire. Słodki, przyjemny wstęp, następnie solówka. Całkiem mi się to podobało i mógł utwór się skończyć. Niestety nie skończył się.Wchodzi przesłodzony riff (oceniam album pod względem tego , jak bardzo zaliczyć to można do wydawnictw metalowych, a riff przypomina jakiś pop rock). Do tego dochodzi przesłodzony wokal. I tekst, po którym dziwię się, że nie słyszałem tego utworu na jakiejkolwiek stacji radiowej w godzinach dziennych . Nasz "biedny" bohater spędził długi czas daleko o od swojej ukochanej/ukochanego. Jakby tego mało coś mu nie wyszło przez to już go           ukochana/ny nie pamięta.  Frazy takie jak "Now I'm torn", "I'm leaving" "I'm screaming" świadczą o  byciu emo. No litości, szuka  powodu żeby być nieszczęśliwym, a pewnie ma kasy pod dostatek. Refreny mnie dobijają. Rzygać mi się chcę, RATUNKU!  :rzyg: Na ukojenie melodyczna solówka ratuje mi życie. Zaczynam mieć wątpliwości do tego zespołu.

Zaznaczam że równocześnie słucham jak i  oglądam teledyski zespołu, jeśli takie są. Do teledysku utworu  tytułowego się nie czepiam, bo jest nawet niezły.

Pora na punkt kulminacyjny albumu, o którym jakiś czas temu na forum była mowa ze względu na teledysk. Mowa o Waking The Demon
Widzimy chłopaka w koszulce Iron Maiden z czarnymi włosami i dużych słuchawkach oraz  ładnej twarzy. Idealny materiał na ofiarę.

O samym utworze: bardzo dobry riff wejściowy i dobre tempo. Dobre darcie ryja miesza się ze słabym słodkim śpiewem. Bardzo słaby refren i zbyt chwytliwy, łatwy  tekst. Perkusja nawala nieźle ale co z tego skoro śpiew rzuca się na pierwszy plan i jest słaby. Przed trzecią minutą niezły riff i niezła solówka, ale niepotrzebnie teraz wchodzi perkusja

Pod koniec teledysku warto zwrócić na zmianę koszulki. Chłopak ma na sobie koszulkę Slayera. Wow i do tego stał się wampirem! Jaki on stał się silny i romantyczny...

Utwór średni, emo kiczowaty  teledysk to dno i radzę odkrywcom zepołów go nie oglądać, bo może ucierpieć wasza umiejętność poznawcza.

Pora na Disappear. Niezłe wejście, ale wszystko się psuje przez ten śpiew (choć darcie ryja na wokalu wspierającym wypada lepiej). Wchodzi co chwila wkurzająca gitara prowadząca (już wolę Tucka) . Po za tym nic nie rzuca się w uszy, więc już pod koniec ziewam. Słabe

Nie wierzę dotarłem do środka albumu.  Zaczyna się on utworem  Deliver Us From Evil. Całkiem niezłe riff. Wokal zaczął mi pasować, choć nie powinien był wchodzić wokal wspierający. Dobre wejścia perkusji. Tekst znów za łatwy. Przy przyspieszaniu śpiew przestaje pasować, ale drzyj morda wspierająca trochę to załatwia. W środku bardzo dobry riff. Solówka całkiem strawna,ale nic nadzwyczajnego. Pod koniec utwór nudzi. Mimo to nie jest źle.

Następny jest Take It Out On Me . Bardzo dobre wejście. Niezły riff  i znów wchodzi  nie pasujący wokal. W środku niezła partia basu i perkusji i znowu ten wokal( powinni być zespołem instrumentalnym).  Potem niezła solówka i znów motyw przewodni ( a wraz z tym słaby wokal)
Nudny. Przeskoczyłem pół utworu i nic nie straciłem  oprócz męki.

Kolejnym utworem jest   Say Goodnight ( tak Tuck, dobranoc :papa: ). Utwór zaczyna się deszczem (ale to mhhrrooczne), potem wchodzi ładnie grająca gitarka , a następnie całkiem niezła melodyczna  solówka. Pierwsza część utworu to ballada.  Potem wchodzą najwspanialsze wokale świata  :samoboj: , znów ładna solówka i znowu śpiew, a w drugiej połowie utwór staje się mocniejszy . Wchodzi drzyj morda wspierający i perkusja. Słabe oprócz solówek. Przynajmniej to nie Nothing Else Matters :good:

Pora na End Of Days. Jak się okaże to doskonała nazwa dla jakże "genialnego tekstu", w którym dowiadujemy się nie warto dbać o życie bo i tak umrzemy
Niezły riff, ale wokal mnie dobija, gdy drzyj morda wspierający ratuje trochę sytuacje do tego gitary świetnie się uzupełniają.Potem perkusja trochę nawala. Później solówka przeciętna na początku, zaskakującą następnie przyspieszeniami, które zmieniają w bardzo dobrą
Po za tym nic nadzwyczajnego.

Pora na Last To Know. Historia z pamiętnego utworu nr.4 jest kontynuowana ( teledysk do Waking The Demon to promocja,tematycznie te utwory są połączone). Chłopak okazał się w końcu mieć jajca i spuścił klocku lego w******l . Wyżywa się, cieszy się z jego bólu ( padam ze śmiechu  :xD:  )
Riff bardzo dobry i do tego niezłe screamy drzyj mordy a potem rozkręca się do thrashowych prędkości (nareszcie coś mi się spodobało)
Screamy najlepiej zespołowi wychodzą, czemu nie mogli tak cały czas?!  Do tego dochodzi niezła solówka. Utwór jest bardzo dobry mimo rozbawiającego mnie tekstu(może tak miało być?) . Niestety utwór  zapłacił za ponadprzeciętność wysoką cenę: jest najrzadziej puszczanym kawałkiem albumu ( wniosek na podstawie youtube).

Ostatni utwór to Forever And Always. Utwór zaczyna się kolejnym słodkim riffem prowadzącego i mocnym porządnym rytmicznej. Śpiew znów mnie dobija. Do tego to typowy love song wprost stworzony dla dwunasto-trzynastolatków, którzy jeszcze nie wiedzą o Van Halen, Led Zeppelin(ci to umieli zrobić love song taki, że aż rusza np. Thank You)  i Dio ( teksty o tęczy i magach bardziej ruszają moje serce). Utwór mnie znużył  i nie wytrzymałem do końca.

Podsumowując album jest do bani. Śpiew głównego wokalisty jest kiczowaty i kojarzy się z emo, teksty stworzone dla dzieciaków, które mają nadmiar wszystkiego i się dziwią że czegoś brakuje. Niektóre riffy wkurzają niczym....  :rzyg: Sami wiecie co.

Mimo wszystko da się dostrzec coś pozytywnego. Solówki są nawet całkiem niezłe, a screamo wychodzi im znakomicie ( czemu tego nie było więcej i przez to musiałem przeżyć mękę, jaką zadał mi Tuck?  :cry: ). Jeden utwór powinien dla nich być drogą jak powinni grać:  Last To Know
Niestety na tym się kończą plusy tego albumu.

Nigdy więcej czegoś takiego. Już wolę obejrzeć "Salę Samobójców" niż słuchać tego albumu raz jeszcze w całości.

Ocena może być tylko jedna: 30/100.  And Nothing Else Matters

http://ourhomeshop.online Szamba betonowe Iłowa